Ta witryna wykorzystuje pliki cookie, dowiedz się więcej Zgadzam się

Panel degustacyjny "Two Hands Winery" w Vinares Wine Bar, 21 lipca 2010 r.

 

 

Szymon St. Kamiński

 

Wina z drugiej strony

 

Po raz kolejny możemy przekonać się, że trudno jest nam, epikurejskim Europejczykom, zrozumieć Australię. Tam nawet w szkole dzieci uczą się geografii z całkiem odwróconej mapy świata. Zbiór winogron odbywa się wiosną, a wino załadowane na statek w połowie lipca dopływa do Polski we wrześniu. Ale – z drugiej strony - jak dobrze, że możemy je mieć na naszych środkowoeuropejskich stołach jeszcze w tym samym roku, co zbiór!

 

Degustacja zorganizowana przez skromną, lecz cieszącą się dobrą reputacją firmę Wines United, też była trochę na opak, chociaż mimo wszystko nie całkiem do góry nogami. Zaczęliśmy od niedofermentowanego białego moszczu, który posłużył wszystkim głównie do ugaszenia pragnienia, jako że temperatura na zewnątrz wynosiła równe 30 stopni. Dalej już na poważnie – pojawiły się przed nami wina czerwone. Tabelka z kolejnymi próbkami do degustacji okazała się być postawiona „na głowie”. A więc pierwszą próbkę umieszczono na dole kartki, a kolejne rubryki kierowały się od dolu do góry.... Można i tak. To w końcu Antypody.

 

Prezentowane wina pochodziły od jednej firmy z doliny Barrosa – Two Hands Wines. Spośród 10 próbek wyróżniły się co najmniej trzy. Degustacja była swego rodzaju wyzwaniem, bo większość produkcji Two Hands Wines to wina jednoszczepowe. Jak łatwo się domyśleć, najwięcej win zrobiono z winogron flagowego australijskiego szczepu shiraz.

 

O najlepszej próbce lepiej nie wspominać, bo cena tego wina pozwoliłaby na zakup skrzyneczki z sześcioma butelkami za mniej więcej 3000 złotych.... W bardziej atrakcyjnej ofercie dostaniemy jesienią pozostałe dwie znakomite referencje. Wypada przeprosić konsumentów za zbyt pretensjonalne nazwy na etykietach, ale „Seksowna Bestia”, czy „Działka Aniołów” będzie niedługo w ofercie polskiego importera.

 

„Działką aniołów” we Francji nazywa się tę część wina, która wyparowuje z beczki w procesie dojrzewania. Co do „seksownej bestii” (100% cabernet sauvignon), nazwa nie ma chyba uniwersalnego wytłumaczenia, poza jakimś ważnym osobistym przeżyciem miejscowego enologa. Można mu pozazdrościć. W „bestii” czujemy przede wszystkim rozmaryn, potem pojawia się gorzka czekolada, a w końcówce dojrzałe, przyjemnie wysuszone owoce. Smaki i aromaty tego wina tworzą elegancką harmonię. Aż żal odrywać usta. „Aniołowie” natomiast preferują w nosie miętę, lukrecję i fiołki. W anielskich ustach wino jest zrównoważone, zachwycające gładkością szlachetnych tanin i tak harmonijne, że prawie już słychać ten szelest delikatnych skrzydeł...

 

I oczywiście nie chodzi tu o anielski orszak, który w pieśni wzywamy na pogrzebach, by uniósł z ziemi duszę ku wyżynom nieba. Ale przecież australijskie niebo nie jest tam, gdzie nam się wydaje. Będzie chyba zupełnie z drugiej strony... Prezentowane wina z Australii, jeśli trzymać się liturgicznych odniesień, bardziej zasługują na głośne: „alleluja”! Przy czym - czekamy na więcej.

 

Komentarze

Zaloguj się aby skomentować ten tekst

Zaloguj się do serwisu aby obserwować aktywność innych użytkowników i odbierać od nich wiadomości.