Ta witryna wykorzystuje pliki cookie, dowiedz się więcej Zgadzam się

Weekend pod znakiem Byczej Krwi - część II


 

TIBOR GÁL


Po wizycie w grotach Csaby Demetera udaliśmy się na długą i dosyć istotną dla winiarskiej tożsamości Egeru ulicę Verőszala. Po jej prawej stronie znajduje się rząd małych domków, które przycupnęły sobie u stóp niewielkiego, wulkanicznego wzgórza (a może po prostu pagórka). Naprzeciwko wznosi się „złowieszczo” kilka ogromnych kadzi fermentacyjnych, należących do kombinatu Egervin, pozostałości masowej produkcji egerskich win w czasach, o których powinniśmy już zapomnieć. Egervin jednak wciąż istnieje (ale już pod szyldem EBB-Vin) i – co ciekawe – ma się całkiem nieźle, wytwarzając wina w ogromnych ilościach, głównie na rynek lokalny, ale nie tylko. Tu jednak nie zaglądaliśmy, choć kto wie – może warto będzie kiedyś skonfrontować mit z rzeczywistością?

 

Bardziej zachęcająco wyglądają wspomniane domki wzdłuż ulicy Verőszala. Pod numerem 22 mieści się siedziba legendarnego egerskiego winiarza, Tibora Gála. Mistrza nie ma z nami już od ośmiu lat – przedwczesna i tragiczna śmierć w wypadku samochodowym, w Republice Południowej Afryki, przerwała na dłuższy czas znakomicie zapowiadający się rozwój przedsiębiorstwa. Na szczęście od jakiegoś czasu u steru stoi Tibor Gál junior, który stopniowo i z sukcesami przywraca świetność jednej z najlepszych egerskich marek. Znalazł się też „tajemniczy inwestor”, dzięki któremu chylące się finansowo ku upadkowi przedsiębiorstwo stanęło na nogi. A co z tego wynikło?

 

 

I tym razem naszym przewodnikiem był doświadczony winiarz Tamás Gramon. Zwiedzanie siedziby Tibora Gála rozpoczęliśmy – tradycyjnie – od wizyty w piwnicach. Na kilometr długich i ponoć najdłuższych wśród tych, należących do „tradycyjnych” egerskich winiarzy. Ilekroć zwiedzam winiarskie piwnice, tyle razy autentyczny podziw wzbudza we mnie obecność w nich ogromnych kadzi fermentacyjnych. Jak coś takiego się tu znalazło? Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że całość składana jest praktycznie od zera na miejscu – niemniej potężne zbiorniki upchnięte w ciasnych piwnicach i wąskich korytarzach siłą rzeczy wzbudzają szacunek… I jeszcze jeden obrazek: oto na jednej z półek zauważyć było można kilkanaście pokrytych pleśnią butelek – a raczej butelkopodobnych kształtów schowanych pod ciemnym, grubym kożuchem. To jedne z najstarszych zachowanych win Gála, pochodzące z roku 2000 „okazy” Kékfrankos, wciąż czekające na swoje „odkrycie”. Na razie właściciel winnicy nie ma takiego zamiaru i wierzy, że za dziesięć czy więcej lat „kiszące się” tam wina zachowają wszystkie przynależne im zalety.

 

 

Podstawą winiarskiej filozofii Tibora Gála jest poszukiwanie indywidualnej, niepowtarzalnej tożsamości każdego powstającego w jego kadziach i beczkach wina. Co do zasady, stara się on by każde z nich pochodziło z jednego tylko siedliska, tak by jak najdoskonalej oddawać jego „duszę”. W ciągu ostatnich paru lat Tibor znacznie zawęził portfolio swych win. Jak sam mawia, z kilkunastu jedynie parę może być naprawdę dobrych, należy, więc skupić się na jakości. Wina podzielone są na trzy grupy, oznaczone trzema kolorami etykiet. Białe i czarne trafiają do szerokiej sprzedaży. Natomiast etykiety niebieskie to już zasób „prywatny”, przeznaczony do wąskiej dystrybucji i trafiające najczęściej do zaufanych odbiorców. Miałem niewątpliwe szczęście zakosztować kilku „niebieskich” butelek i stać się właścicielem jednej z nich…

 


 

Degustację rozpoczęliśmy od jednego z dwóch win, oznaczonych przydomkiem „Egri”. To również część nowej filozofii Tibora-juniora, głoszącego, że jedynie dwa-trzy wina mogą zasadnie reprezentować dany region i oddawać jego specyfikę. Białym winem „flagowym” jest zatem wspominany przeze mnie wcześniej Egri Csillag. Wersja Tibora Gála jest kupażem aż siedmiu odmian: Leányka, Királyleányka, Cserszegi fűszeres, Szürkebarát, Pinot Blanc, Tramini i Sauvignon Blanc. Ostatni jak dotąd rocznik 2012, cechował się – w porównaniu z Egri Csillag Demetera – znacznie intensywniejszym, choć mniej miodowym aromatem. 21 g resztkowego cukru zręcznie równoważyły słonawo-mineralne nuty, zaś całość podsumowywał całkiem długi finisz.

 

 

By zrobiło się ciekawiej, na stole pojawiła się butelka bez etykiety, z „winem domowym”, skomponowanym z rieslinga (a dokładniej, z olaszrizlinga) i viogniera. Nierocznikowym! Na początek wino zaatakowało… owocową gumą balonową i już zaczynały opadać mnie pierwsze wątpliwości, na szczęście po paru chwilach kręcenia kieliszkiem eliksir nieco się ustatkował a na wierzch zaczęły wychodzić bardziej typowe, egersko-węgierskie, słonawo-miodowe nuty. I wino okazało się całkiem konkretne, choć najwyraźniej właściciel i personel winnicy przeznaczają je raczej do codziennej konsumpcji, nie zaś do chwalenia się przed szerszą publicznością. Kolejnym, już „poważnym” białym winem był kupaż o nazwie „Bartok” (z krótkim „o”, w odróżnienia od nazwiska słynnego kompozytora!). Rocznik 2009, mieszanka Viogniera, Pinot Gris (czyli Szürkebarát) oraz Pinot Blanc, przedstawił się jako wino dosyć intensywne, raczej ciężkie i z zaznaczoną obecnością alkoholu, wyraźniejszą niż w dwóch poprzednich winach, choć z niezbyt intensywnym bukietem. Ponieważ wino było już wcześniej otwarte, należy podejrzewać, że był to chyba kres jego możliwości – nie przyprawiło więc o zawrót głowy. Prezentacji win białych dopełniła natomiast pierwsza „niebieska” flaszka, zawierająca czystego Viogniera, rocznik 2009. Tu z kolei w nosie, na dzień dobry, bajecznie zagrała wiosenna łąka, ze wszystkimi jej słonecznymi aromatami (wiem, bo sam mam łąkę za oknem…). W ustach podobne bogactwo, uwydatniające nuty kwiatowe, przełamane echem egerskiego, słono-słodkawego terroir. 15% alkoholu było tu zupełnie niewyczuwalne. Doprawdy, małe dzieło sztuki. Które przez chwilę miałem nawet w domu – ale już nie mam…

 

Przegląd win czerwonych rozpoczęliśmy od jeszcze jednego „wina domowego”, którym okazała się Kadarka. Ale jej owocowo-kwiatowo-pieprzowy aromat mógł wskazywać równie dobrze na Cabernet Franc, Kékfrankos czy zgoła na intensywniejszą wariację na temat Pinot Noir. Dla porównania jednak skosztowaliśmy zaraz Kadarki z butelki w niebieskiej etykiecie (2009) i tu już osobowość wina była zarysowana bardziej zdecydowanie. Ciemniejsza barwa, bardziej „męskie” oblicze, konkretne garbniki i wciąż wyczuwalna obecność nut porzeczkowo-kwiatowych. Znów jesteśmy w Egerze, co do tego nie ma wątpliwości! Najwyraźniej obrana przez Tibora Gála droga przyporządkowywania każdemu z win własnego terroir ze wszystkimi tego konsekwencjami, zaczyna przynosić wymierne rezultaty. W przypadku wersji podstawowej Egri Bikávera (rocznik 2008 i „skromne” pięć szczepów – obowiązkowy Kékfrankos, dalej Syrah, Cabernet Sauvignon, Cabernet Franc i Kadarka; na świat wychodzi 30 tysięcy butelek) nie był to jeszcze efekt zapadający głębiej w pamięć, ale bardziej „światowy” Egri Bikavér Superior (2009 – Kékfrankos, Syrah, Cabernet Sauvignon, Kadarka i Pinot Noir) okazał się już, mimo niezbyt wyrazistego nosa, winem układającym się w ustach wręcz idealnie, o znakomicie dobranych proporcjach każdej z jego składowych i wyraźnych, choć niezbyt agresywnych garbnikach (24 miesiące w „małym dębie”).

 


 

Robimy parę kroków wstecz i oto gospodarz stawia na stole „eksponat” w postaci Pinot Noir 2004, jeszcze w starym „malowaniu” (zmiana wzorów etykiet i zawężenie portfolio to wynalazek ostatnich 2 lat). Pinot okazał się wciąż świeży, wciąż lekki i wciąż znakomicie zrównoważony. Kwiatowe aromaty żwawo współgrały z akcentami wulkanicznymi – ale dopiero Pinot Noir 2009 pokazał nam potencjał, tkwiący w głowie, rękach i sercu Gála-juniora, albowiem było to wino bogate, o głębokiej, intensywnej barwie (choć niepozbawionej typowych dla Pinota bladych refleksów na obrzeżach), znakomitym, gęstym „pinotowym” aromacie, z echem czekolady w tle. Wciąż jednak lekkie i wyrafinowane. Najlepsze wino degustacji! Jako ciekawostkę, nasz dobrodziej zaprezentował nam jeszcze wersję eksportową Pinota (tym razem 2008), produkowaną i wysyłaną na rynek… chiński. Ta odmiana była opatrzona etykietką czerwoną i cechowała się dłuższym pobytem w beczce. To było czuć po sporej, jak na pinota, ilości garbników. Wino „bez szału”, ale cóż począć skoro Chińczycy lubią właśnie takie?

 


 

Jako podsumowanie, łyknęliśmy jeszcze Syrah 2006, któremu nie brakowało nic prócz własnego charakteru. Trudny rok, bo tuż po śmierci założyciela winiarni, być może więc nie wszystko jeszcze udawało się ogarnąć, być może ucierpiał na tym indywidualny – w zamierzeniu – charakter niektórych win.  Dziś sytuacja wydaje się zmierzać we właściwym kierunku, choć być może nieco za wcześnie jest przesądzać o całkowitym sukcesie odrodzonej winiarni. Koncepcja ograniczenia oferty win i postawienia na kilka marek wydaje się spójna i przemyślana. Natomiast – o czym nie omieszkał wspomnieć Tamás Gramon i co można stwierdzić przeglądając internet – wina Tibora Gála nie mają obecnie swego importera w Polsce. Podobno z poprzednim (Skład Win Sokołowski) współpraca nie układała się najlepiej, ale nowych kandydatów do współpracy nie widać. Można tu i ówdzie wciąż znaleźć stare etykiety, jednak na chwilę obecną dopływu nowych win do Polski nie ma i czas najwyższy to zmienić!

CDN..


Wyjazd do Egeru odbył się dzięki zaangażowaniu Alicji Udvari, managera węgierskiego Klastra Hotelowego, działającego na rzecz popularyzacji turystyki oraz enoturystyki w regionie północno-wschodnich Węgier.


tekst i foto: Tomasz Szmajter


Komentarze

Gratulacje dla autora. Drugi, bardzo ciekawy i ... szczegółowy tekst.

Dzięki - ale w tzw. międzyczasie okazało się, że Tibor Gal ma jednak (na szczęscie) swego importera w Polsce, w postaci znanej nam firmy Interwin (interwin.pl). Najwyraźniej nasz gospodarz był nieco do tyłu z bieżącymi informacjami, stąd ta mała nieścisłość na końcu tekstu.

Zaloguj się aby skomentować ten tekst

Zaloguj się do serwisu aby obserwować aktywność innych użytkowników i odbierać od nich wiadomości.