Ta witryna wykorzystuje pliki cookie, dowiedz się więcej Zgadzam się

Weekend pod znakiem Byczej Krwi - część III


 

FERENC CSUTORÁS

Kolejna wizyta wypadła nam u winiarza nieco mniej znanego – i polskim, i nawet węgierskim – smakoszom, choć posiadłość szczyci się tradycjami sięgającymi nawet XVIII stulecia! W chwili obecnej zajmuje około 10 hektarów, z których powstaje niewiele, bo jedynie nieco ponad 15 tysięcy butelek. Ale – co istotne – nie jest to żadna „garażowa” produkcja, bo część win wyceniona jest bardzo rozsądnie, mieszcząc się w przedziale 1300-1600 forintów. Dosyć zawile wygląda portfolio i struktura winiarni, ponieważ stanowi ona część trzyosobowego „holdingu” o nazwie AÉS, który produkuje i sprzedaje trzy (lub cztery – zależy jak liczyć) marki win. Jego najważniejszą postacią jest Ferenc Csutorás – winiarz i enolog, szczycący się rodzinnymi tradycjami sięgającymi XVIII wieku. Te historyczne nawiązania mają też miejsce w odniesieniu do uprawianych przez Ferenca i spółkę krzewów. Oto bowiem na jednej z należących do nich działek – będącej niegdyś własnością arcybiskupa Egeru – do niedawna znajdowała się pewna liczba starych, ponad stuletnich krzewów, o nie do końca zbadanej charakterystyce ampelologicznej. Nie wiadomo po prostu, co to są za krzewy. Być może jest to Gamay Noir (z której produkuje się znane wszystkim Beaujolais), być może jednak bliższa analiza wskaże, że jest to jakiś stary klon Kékfrankosa.

 


 

„Csuti” – bo tak nazywany jest przez znajomych bohater niniejszego szkicu – przywitał nas w swej siedzibie, mieszczącej się na południowym przedmieściu Egeru. Wchodząc do klasycznie urządzonej sali degustacyjnej, nie sposób nie zauważyć małego „ołtarzyka”, udekorowanego motywami piłkarskimi. W równym rządku stoi tam też jedenaście butelek… Hmmm, czyżby?... Ale nie uprzedzajmy faktów. Na dzień dobry otrzymaliśmy powitalny łyk podstawowego, białego wina o nazwie „Lelkifröcs” (2011), co mniej więcej można tłumaczyć jako „pocieszyciel”. Nasz gospodarz „upchnął” w nim aż pięć szczepów – przede wszystkim Leányka, do tego Riesling (reński i włoski), Sauvignon Blanc oraz Gewurztraminer. No nie powiem, dobrze schłodzone, świeże, mineralne i pełne ożywczych nut owocowych wino może pocieszyć każdego – zwłaszcza w słoneczne, letnie popołudnie. Pozostając przy białych winach, spróbowaliśmy w następnej kolejności csutorasowej wersji Egri Csillag (2011). Tu wariacja odmian była jeszcze inna niż w przypadku Tibora Gála: na czele znów Leányka, potem Olaszrizling, Muskat Ottonel i odrobina Sauvignon Blanc. Jeśli wziąć pod uwagę obecność Olasza i Muskata Ottonel, wino wydawało się nieco zbyt lekkie, mało cieliste, choć wciąż świeże, z przyjemnymi morelowo-miodowymi nutami. Okazało się jednak mniej intensywne niż wcześniejszy „pocieszyciel”, na szczęście wiarę w człowieka przywróciła mi półsłodka jednoszczepowa Leányka z późnego zbioru (2008). 18 gramów cukru mogło ją czynić winem półwytrawnym – ale słodycz była całkiem wyraźna, choć zrównoważona charakterystycznym, lekko słonawym, mineralnym posmakiem. Samo wino było zaś gęste, o barwie – jak na Leánykę – wcale intensywnej, kuszące zmysł powonienia lipową słodyczą (oj, Tokaj się kłania!).

 


 

Trzy przyzwoite białe wina nie były jednak w stanie odwrócić mojej uwagi od wspomnianego wcześniej „ołtarzyka”. Gospodarz wiedział już, że dłużej nie wytrzymam i sam za chwilę tam podejdę, postanowił więc zaspokoić moją ciekawość. I co się okazało? To mianowicie, że stojące w równym rządku wina poświęcone są w całości – i każde z osobna – piłkarzom słynnej węgierskiej „Złotej Jedenastki”, która na początku lat 50. nie miała sobie równych na całym świecie, zaś w całym okresie w którym selekcjonerem był Gustav Sebes (1949-56) przegrała tylko DWA mecze na SZEŚĆDZIESIĄT JEDEN rozegranych. Co prawda przegrała ten najważniejszy, z Niemcami, w finale Mistrzostw Świata w roku 1954 (2:3), jednak takiego wyniku ani potem, ani przedtem nie odnotowała żadna drużyna narodowa, pod wodzą żadnego innego trenera! Co więcej – dwukrotnie pokonała Anglię, 6:3 oraz 7:1, z czego ten pierwszy mecz odbył się na legendarnym stadionie Wembley, niezdobytym do roku 1953 przez nikogo.

 


 

No dobrze, a jak to się ma do wina? Otóż, po pierwsze – legendarny lider Złotej Jedenastki, Ferenc Puskas, był swego czasu współwłaścicielem jednej z budapeszteńskich winiarni. I z czasem stał się też znaną postacią w winiarskim światku Węgier. Po drugie – z Csutorásem łączyły go rodzinne więzy. Po trzecie – dzięki tym koneksjom udało się uzyskać formalną zgodę wszystkich piłkarzy Złotej Jedenastki (bądź ich spadkobierców) na wykorzystanie ich wizerunków na etykietach produkowanych przez naszego bohatera win. I w ten sposób powstała ekskluzywna seria 11 butelek, przyozdobionych podobiznami legendarnych piłkarzy. Twarz Puskása wykorzystywano najczęściej, bo przynajmniej w trzech różnych edycjach, na trzech różnych winach. Co do zasady jednak, zawsze musiało to być wino aktualnie najlepsze w portfolio „Csutiego”. „Galopujący major” uśmiecha się do nas aktualnie z butelki wysoko ocenianego Egri Bikávera 2007, którym również zostaliśmy uraczeni. I rocznik 2007, i 2008 zdobywał medale na krajowych wystawach (na międzynarodowe zapewne przyjdzie jeszcze czas). Jakie zatem jest to „najlepsze” wino Csutorása? Oprócz intensywnego, ziemisto-owocowego aromatu i dosyć hojnie użytej beczki, w pamięci pozostaje niewiele. Nasz gospodarz nie omieszkał wspomnieć nie raz, i nie dwa, że przy produkcji win stosuje „wyłącznie” naturalne metody – ale czyżby te metody przysłoniły możliwość wyraźniejszego podkreślenia, że „to” wino pochodzi właśnie „stąd”? Paleta doznań w winie sygnowanym nazwiskiem słynnego piłkarza była cokolwiek za wąska, koncentracji i ciała raczej mu nie brakowało, natomiast przydałoby się nieco więcej wysuniętego na plan pierwszy świeżego owocu, który przydałby Bikáverowi nieco więcej finezji. Z win piłkarskich, Egri Bikáver Ferenc Puskás El Classico 2007 było niestety jedynym, jakie mogliśmy skosztować.

 


 

Znacznie lepiej zaprezentowało się na szczęście flagowe wino spółki AÉS, czyli „Érseki Titokbor” (2009), czyli „Tajemnicze wino arcybiskupa”. Tajemnicze – ponieważ, jak wspominałem wcześniej – nie do końca wiadomo, jaka odmiana się tam pleni. Choć w roku 2009 stare, coraz słabsze i mocno przywiędłe krzewy ostatecznie wycięto, z najzdrowszych fragmentów odtworzono nowe sadzonki, które już wkrótce powinny wydać plony, a tradycja „tajemnicy arcybiskupa” zostanie w ten sposób zachowana. Zaprezentowane nam wino zbudowane jest na bazie Bikávera, uzupełnionego o wspomniany wcześniej „tajemniczy szczep”, a także o domieszki Pinot Noir oraz opisywanego wcześniej Menoir i Cabernet Sauvignon. To zaiste barokowe podejście do filozofii tworzenia wina przyniosło podobny efekt. Érseki Titokbor uderzyło w nozdrza bogactwem aromatów, od sosnowej kory, poprzez śliwkowe powidła, a na nutelli skończywszy. W ustach okazało się pełne, gęste i, co najważniejsze, dobrze zrównoważone. Kazało się jednak zastanowić nad sensem pogoni za nowoświatowym stylem węgierskich win, który u Csutorása był obecny jak u żadnego innego producenta, którego miałem okazję odwiedzić. To powiedziawszy, „Tajemnica arcybiskupa” była na pewno najlepszym winem tej degustacji.

 


 

Czekała nas jeszcze niespodzianka w postaci tradycyjnej wizyty w piwnicy. Gdy obejrzeliśmy obowiązkową „galerię” beczek i kadzi fermentacyjnych, wraz z gospodarzem ponownie zasiedliśmy do rozstawionego w podziemiach stołu. I tu się zaczęło… próbowanie win, które winami miały się dopiero stać. „Csuti”, uzbrojony w wielką pipetę, tylko biegał tam i z powrotem do kolejnych beczek, z których przynosił próbki nowych „wariacji” na temat Leányki, Kadarek czy Bikáverów. Jeden z nich, wbrew przepisom, składał się tylko z dwóch szczepów – Kadarki i Kékfrankosa (2012). Choć w ten sposób nie miał praw do zastrzeżonej nazwy, przysięgam, że potencjałem w niczym nie ustępował Bikáverom, które próbowałem wcześniej, zaś dodatkowy rok czy dwa w beczce wyjdzie mu tylko na dobre! Potem „ślepy test” – w którym odgadłem najpierw jednoszczepową Kadarkę, a potem kolejną wersję „domowego” Bikávera. Oczywiście bez odgadywania szczepów – ale myślę, że nikt nie zgadłby, iż akurat w tej mieszance znalazły się jedynie Kadarka oraz Menoir. Podobnych „prefabrykatów” skosztowaliśmy jeszcze kilka. Najważniejsze jednak, że właśnie tu, przy siermiężnym, drewnianym stole w ciemnej piwnicy, w winach których „jeszcze prawie nie było” odnaleźliśmy cząstkę egerskiego terroir, którego – szczerze powiedziawszy – trudno było szukać w winach „oficjalnych”. Poprawnych, interesujących, miejscami smacznych, ale w dużej mierze pozbawionych regionalnej indywidualności. Nie omieszkałem przekazać swych wrażeń gospodarzowi, który zgodził się (mam nadzieję, że nie tylko przez grzeczność) z moją opinią. „Po co na siłę dodawać do każdego wina Cabernet Sauvignon czy zgoła Syrah, skoro macie tu tyle własnych odmian?”.

 


 

Żegnając się, „Csuti” wręczył mi (tak, wiem, że trochę wyproszoną…) butelkę Bikávera z podobizną Ferenca Puskása, ale już z rocznika 2011. Zaprosił też do odwiedzin swej posiadłości i uruchomionego niedawno „wine-campingu”, z degustacjami win, kolacją w węgierskim stylu, konnymi przejażdżkami po okolicy i wspólnym ogniskiem.

 


 

A podarowana butelka rozpoczęła już intensywne leżakowanie, które zakończy, powiedzmy, przy okazji 90. urodzin „Galopującego majora”, czyli gdzieś w roku 2017. Polaków i Węgrów łączy wiele rzeczy – jedną z nich jest nie do końca skonsumowana miłość do piłki nożnej. I nam, i naszym „bratankom” od dawna brakuje sukcesów narodowej drużyny, choć w zakończonych właśnie eliminacjach do mistrzostw świata w Brazylii, to Węgrzy znaleźli się bliżej awansu niż Polacy. Ale podobno na stadionach tutejszej ekstraklasy panuje marazm jeszcze większy niż u nas. Póki co, szukajmy więc pocieszenia, wspólnie racząc się tym, co węgierska ziemia ma dla nas najlepszego, niezależnie od koniunktur politycznych, ekonomicznych czy sportowych. Egészségedre!


CDN..


Wyjazd do Egeru odbył się dzięki zaangażowaniu Alicji Udvari, managera węgierskiego Klastra Hotelowego, działającego na rzecz popularyzacji turystyki oraz enoturystyki w regionie północno-wschodnich Węgier.


tekst: Tomasz Szmajter

foto: Csutoras Pinceszet, Tomasz Szmajter


Komentarze

Zaloguj się aby skomentować ten tekst

Zaloguj się do serwisu aby obserwować aktywność innych użytkowników i odbierać od nich wiadomości.